Bardzo, bardzo, naprawdę bardzo długo szukałam wydania Biblii dla dzieci, które nie byłoby utrzymane w estetyce "Strażnicy" i jednocześnie miało tekst do rzeczy. Półka na ten temat w Empiku jest duża, powiedziałabym - nadreprezentacyjnie duża. Przekopywanie się przez nią to jednak nie taniec po płatkach róż. Kopanie w Internecie ma ten plus, że można sobie w trakcie poszukiwań strzelić sznapsa, a minus, że nie można książki otworzyć. Nie było letko, ale wreszcie natknęliśmy się na "naszą" Biblię w bibliotece, która zresztą posłużyła nam niejednokrotnie pomocą przed zakupem czegoś.
Wybranka wygląda tak i jest dzieckiem wydawnictwa "Vocatio".
Wydawnictwo "Vocatio" zaskoczyło mnie - odnalazłam książkę na ich stronie i kliknęłam w "kupuję", ale miałam w planach zapłacenie za dwa dni. Tymczasem już na drugi dzień była u mnie paczka z nieopłaconą Biblią. Rzuciłam się więc do kompa i komórki.
To wydanie ujęło mnie ilustracjami. Mimika postaci jest niesamowita, kolory proste. Ani śladu powiewających szat i natchnionych spojrzeń, jak również kiczowatej przyrody. Wybór tekstów też OK. Jak wszyscy wiemy, Biblia to raczej nie jest książka dla dzieci:) Doceniam mocno też to, że sprawnie wyminięto drastyczne kawałki. W opowieści o potopie nie widać potopionych zwierzątek. Widoku Chrystusa na krzyżu też dzieciom to wydanie oszczędza. (Nie twierdzę, że należy te kawałki przed dziećmi ukrywać, ale wszystko zależy chyba głównie od wieku dziecka. 3,5 latek moim zdaniem nie jest na to jeszcze gotowy, a Biblia nie powinna się dla niego stać książką o jatce. Łatwo przewidzieć bowiem, że na tych fragmentach by się skupił, a nie w tym przecież klu.)
Nie do końca jest jednak tak różowo. Tekst roi się od słów dziwacznych nie tylko dla dziecka. Przodują "czynić" i "umiłować"... Złapałam więc za długopis - choć początkowo planowałam ołówek - i uśmiechając się pod nosem do powiedzonka "spokojnie, to nie Biblia!" zaczęłam CENZUROWAĆ... żebym sama nie musiała myśleć nad zamianą słów przy każdym czytaniu i dla osób, które ewentualnie będą ją kiedyś czytały dzieciom na głos...
O ile tryb rozkazujący "radujmy się!" byłby jeszcze niby do przyjęcia, to czas teraźniejszy NIE.
Obok "miłować" i inne "ubogacać" poprawiałam też błędy tłumaczenia... Poniżej: z kontekstu wcale nie wynika, jakoby miał przestać czasowo miłować i się modlić. Wręcz chodzi o ciągłość.
Tu klasyka:
Ponieważ odbyliśmy pogadankę o astronomii, trzeba było też nie mącić wizerunku nieba Niebem i przerobiłam tak (ta wersja jest dla niego zupełnie zrozumiała, w przeciwieństwie do oryginalnej, do której tak w ogóle to nic nie mam):
Znowu "ubogacić":
Na koniec chciałam Wam pokazać kilka pozytywów: spójrzcie, proszę, na te ilustracje!
Zwiastowanie. Zwróćcie uwagę na piżamkę Matki Bożej! :)
Zmartwychwstanie:
Zające już wszystko wiedzą:)
12 komentarzy:
Kochana, a zapłacili Ci za tę erratę? :);) Powinni, dobra robota!
Typowo biblijne słownictwo "żre się" "do bólu" z rysunkami.
Pozdrawiam biało, bieluśko (jakby manna na Kraków spadła;)
Zastanawiam się (dzięki Tobie), co to jest "typowo biblijne słownictwo". Jesteśmy mocno przyzwyczajeni do nie tyle danego tłumaczenia, co danego stylu tłumaczenia. Dobra Księga odarta z archaizmów wydaje się w pierwszym odruchu nieomal bluźnierstwem. A przecież język Jej powinien być możliwie prosty, w aktualnym języku, co pozwala na lepsze zapamiętanie jak również myślenie o tym inaczej niż o czymś przebrzmiałym i nas tym samym niedotyczącym. (Matko, co za klasykę tu opowiadam!) Czyny Jej bohaterów opowiedziane archaizmami są Czynami Bohaterów, nawet jeśli to zwykłe wyrżnięcie konkurentów do tronu. Wielkie halo wokół nowego przekładu "Ojcze nasz" kilka lat temu wypada blado przy nowym holenderskim "Ojcze nasz", które np. rezygnuje z - przyznajcie! - niezrozumiałego "nie wódź nas na pokuszenie" na rzecz "nie testuj nas".
A tym bardziej powinno się to brać pod uwagę, mówiąc do dzieci.
Co do zapłacenia mi za korektę, zabulgotał mi w głowie pewien plan i podburzana przez męża myślę poważnie o wypełnieniu pewnej luki na naszym rynku (czy jest ona duża? korci mnie, żeby sprawdzić;). W końcu jestem tłumaczem.
Co do manny, skoro już na Was spadła, to teraz tylko czekać, aż zaczniecie być niegrzeczni:P
A ja oprócz wiecznie żywych słów-kluczy (miłujcie, lękajmy itp.) zawsze z tym samym zdziwieniem podchodzę do specyficznej modulacji głosu jakim owe słowa są wypowiadane. Przynajmniej w rzymskim odłamie;) Zjawisko co najmniej intrygujące. Normalny głos (taka po prostu zwykła rzecz) jest jak powiew świeżego powietrza... Na szczęście człowiek już wie gdzie szukać, żeby znaleźć;)
Życzę powodzenia w zapełnianiu niszy!
A rysuneczki są powalające. Faraon z wybałuszonym okiem nad żabą w imbryku :))) Albo gry i zabawy w arce;) Ciekawe czy dzieci chwytają ten rodzaj humoru?;)
Mój w jakimś stopniu chwyta:)
Zaintrygowałaś mnie naprawdę tą intonacją! Przyznaję się, że nie odnotowałam! Skoro tak, to jest to prawdziwe językoznawcze wyzwanie! Swego czasu nie dawał mi spokoju problem konstrukcji dopełniaczowej typu: "dar abstynencji", "adopcja serca", "dzieło miłosierdzia" itp. Nie wiem dlaczego, ale taki nienaturalny twór działa na mnie jak płachta na byka (i dlatego mówię: attachment parenting", a nie "rodzicielstwo bliskości":). Kombinowałam, skąd to się wzięło i ustaliłam, że nie z łaciny (taką miałam głupią hipotezę), i zaczęłam łapać trop wśród języka kazań międzywojnia. Ale tu ugrzęzłam w straszliwych tekstach i inne artykuły wyprzedziły ów...
Chciałabym mieć czas na jakieś regularne badania. Wierci mnie pytanie: DLACZEGO?! DLACZEGO?!!!! Wśród tak licznych, często śmiesznych krytyk KRK dominują takie nudne tematy jak forsa, olewanie wiernych itp., a nikt chyba nie dostrzega języka, który strzela temu Kościołowi największego moim zdaniem samobója, odpychając kuriozalnością następne pokolenia zainteresowanych. Choć, jak to mówią, nie moja parafia - jestem z KEA - niemiło mi się na to patrzy. A gdzie znalazłaś powiew normalności?;) Obstawiam jakiś zakon!
W naszym bagienku zjawisko szczęśliwie nie występuje, za to do klasyki należą kiwanie się na ambonie, gubienie i szukanie notatek, wysypujące się z notesu kartki, monotonne czytanie z kartki, oraz moje ulubione zacinki (15 sekund milczenia i nagła zmiana wątku:)
Pozdrawiam:)
Bingo. Jeśli już lecimy w skróty: OP i w sytuacjach awaryjnych SJ. No i kilka jednostek objawiających się tu i ówdzie zrzeszonych w strukturze podstawowej;)
Ciekawe, że problem modulacji głosu jest Ci nieznany (w sumie całe szczęście). Ale wpisuje się w opisane przez Ciebie zjawisko. Sama bym chciała wiedzieć dlaczego... Sztucznie budowany klimat podniosłości, który zamiast otwierać zamyka? (żeby było jasne nie neguję podniosłości, tylko sztuczność;)
A do klasyki dołączę jeszcze nagłą i gwałtowną zmianę slajdów z tekstami pieśni i paniczne przeskakiwanie w poszukiwaniu właściwych. Taki radosny przerywnik;)
Ciekawe wydanie. My mamy inne, w ktorym jest bardzo mało tekstu więc może czas sprawić sobie to. Z podobnej "branży" ale innej beczki moja Pięciolatka uwielbia kazania ks. Tischnera, znasz tę książeczkę? Jesteś tłumaczem? Nie wiedziałam! Z jakiego języka?
Szwedzki i rosyjski. Dzięki za namiary na ks. Tischnera! W tym wydaniu też nie ma za wiele tekstu, mniej więcej w takich porcjach, jak na zdjęciach, niemniej polecam mocno. A jak tam z ofertą niemieckojęzyczną?
Whiteboat, mam jednak nadzieję, choć wyglądającą na dość bezpodstawną, że pójdzie w końcu ku lepszemu. Zauważyłam, że ludzie często chodzą nie do swojej "mieszkaniowej" parafii, tylko nadkładają drogi by wylądować w miejscu bardziej im pasującym. We Wrocławiu jaskrawym przykładem tego są dominikanie z placu Dominikańskiego:)
Udało mi się rozszyfrować wszystkie skróty:) i nie omieszkam wziąć pod uwagę jakby co. Co jakiś czas lubię zerknąć w inne miejsca, zwłaszcza, gdy dają tam dobre kazania. Piszesz o sytuacjach awaryjnych:) - przypomniało mi się, jak mocno poszatkowana po pierwszym porodzie nie miałam szans na doturlanie się do swojej parafii i przez jakiś czas pełzłam regularnie na drugą stronę ulicy do kościoła po prostu najbliższego, a tam proboszcz zdecydowanie nas nie rozpieszczał:P
To ja jeszcze krótko - nadzieja zawieść nie może;) Myślę, że zachodzi jakaś jakościowa zmiana (w podejściu, poszukiwaniu, świadomości) i że nawet jeśli coś się kurczy, to zostaje coś co jest prawdziwe. Gdyby bywać wyłącznie w tych dobrych miejscach i dodatkowo odłączyć się od mediów miałoby się wrażenie, że nie ma, nie było i nie będzie żadnego kryzysu;)
A tymczasem kawa wjechała na ławę. To ja już nie skacząc po komentarzowych okienkach kłaniam się z uznaniem. Też tak czuję. Pamiętam jakiego miałam moralniaka gdy siostrzenica bała się wejść do pokoju z powodu rezydującego w nim smoka a ja jej obwieściłam, że właśnie go przegnałam. Wtedy właśnie patrząc w jej zdumione oczy podjęłam decyzję, że nigdy więcej;)
Ciekawe języki! Wiesz, że nie przeglądałam niemieckich biblii dla dzieci - u nas religia traktowana jest po polsku więc jakoś nawet na to nie wpadłam. W naszej książce tego tekstu jeszcze mniej. Postaram się niebawem odnaleźć i podlinkowac.
mamy te biblie, ale przyznam, ze nie nalezy do moich ulubionych. ilustracje rzeczywiscie sa udane, ale teskt... jedno zdanie na cala strone. taka biblie mozna w 5 minut przeczytac. dzieki temu, ze mamy inne wydania biblii dla dzieci, moge cos pozmyslac, pouzupelniac, ale jakos ta biblia mi nie przypadla do gustu. najbardziej przeszkadza mi pierwsza osoba: ''placze i placze i placze'' - dlaczego nie w 3 osobie?: ''Maria Magdalena bardzo plakala, bylo jej smutno''. chlopcy od czasu do czasu przynosza te biblie, zeby im oczytac, wiec zmieniam te 1 osobe w 3, brzmi to dla mnie bardziej logicznie.
Whiteboat: ha ha, więc bała się smoka wiedząc jednocześnie, że go nie ma! Takie myślenie zdarza się także dorosłym;)
Masz rację, GDYBY odłączyć się od mediów!.. Marzy mi się taka akcja społeczna, że wszyscy zainteresowani WYŁĄCZAJĄ odbiorniki na widok, który im się nie podoba, i nie mam tu bynajmniej na myśli tylko omawianego tematu. Chciałabym, żeby każda osoba publiczna przy zdrowych zmysłach nie mogła sobie pozwolić na mówienie pewnych rzeczy, bo presja obciachu byłaby zbyt duża... ech takie moje "I had a dream"... I gdyby ludzie zamiast narzekać po kątach na przysłowiowego proboszcza powiedzieli mu wprost choć oględnie, co im nie pasi (albo przeciwnie), a on by miał świadomość, że za każde słowo/zachowanie może dostać taką informację zwrotną, to by w ogóle nie było żadnego kryzysu.
Życie w okresie takich zmian jest bardzo ciekawe. Będzie lepiej, jestem tego pewna.
Anno, nie szukaj specjalnie! Myślałam, że może macie coś sprawdzonego. No chyba że masz nadmiar czasu, to bardzo, bardzo chętnie skorzystam:)))
Chips: no patrz, co człowiek, to inny odbiór! Mi to w ogóle nie przeszkadza. Ale widzę, że i Ty robisz erratę... Czyli coś z tą Biblią faktycznie nie tak:P
Z innej beczki: dostałam mejla z dostępem do Twojego bloga, ale po kliknięciu i link nic się nie dzieje... A bardzo bym chciała.
Podeszłam do pokoju starszej i mamy Biblię malucha wydawnictwa Źródełko.
Prześlij komentarz