wtorek, 25 marca 2014

Nowe hobby


U nas tradycyjnie dżęder rządzi, jak widać chłopcy wyszywają koralikami. Przy pomocy cieniuteńkiej igły. Nie było żadnych pokłuć, się czy brata. Wyhaftowany przez starszego smok znajdzie się pewnie na jakiejś jego koszulce. Młodszy wyszywa morze i plażę, symbolizowane przez dość losowo rozmieszczone kolorowe punkciki. 
Pani w sklepie z muliną zachowała się cudownie, gdy wybierali nitki. Pochwaliła za ciekawe hobby i bez mrugnięcia okiem donosiła koraliki. Niech jej interes żwawo idzie.





wtorek, 22 października 2013

Odetchnąć


Na ul. Ofiar Oświęcimskich we Wro znalazłam lokal, w którym można: 1) ostrzyc się i dziecko; 2) przechować dziecko w pokoju zabaw gdy się siedzi na fotelu - nieodpłatnie; 3) przechować dziecko i sobie gdzieś pójść albo posiedzieć na miejscu w kącie dla opiekunów z kawą i wifi - 15 PLN za godzinę. Panie są życzliwe, serdeczne i pełne zrozumienia a zabawki skandynawskie duchem. Wifi szybkie, lokalizacja wyborna jak i kawa. I zobaczcie jaki szalony dach, jak w zaklętej szklarni. https://pl-pl.facebook.com/pages/Nibylandia-Wroc%C5%82aw/463920910340034 





Niestety panie mówiły, że niebawem się wbrew własnej woli przeniosą... A szkoda, bo obok, na tej samej ulicy (tzw. ścisłe centrum) jest salon z ciuchami od projektanta-minimalisty i taka fajna cukiernia, gdzie robią przedziwne landrynki na miejscu... zaiste, Wrocław miastem rozmaitych możliwości...


poniedziałek, 10 czerwca 2013

Galopy po pięknym w pewnym sensie budynku Akademii Muzycznej


Ostatnio dzięki cioci mieliśmy okazję wziąć udział w przedstawieniu dyplomowym studentów Akademii Muzycznej - ciocia jest autorką wszystkich do niego kostiumów i to nie jest jej ostatnie słowo.


Dzieci grały młodą wersję głównych bohaterów. Nie muszę chyba dodawać, ile zyskaliśmy po dwóch takich przedstawieniach.

ą


Chwila końcowa - ukłony, flesze, kwiaty, sala szaleje


Chodź, chodź, chodź, chodź!






Już po i niektórzy się przebrali, a niektórzy wolą jeszcze nie:


Tak naprawdę jednak nie dla wszystkich był to ubaw - niektórzy byli oceniani, na sali obecni byli bowiem:


wtorek, 4 czerwca 2013

Życzę wszystkim mnóstwa różnych miłości:)


Słodki Hans w naszej ulubionej księgarni na Włodkowica, Cocofli , wyjada mi piankę z cappuccino i ogląda książkę o miłości. Ta jest akurat dwustronna, z jednej wersja dziewczyny, z drugiej chłopaka. Sprowadza się to do tego samego: nie zachowujmy się wobec kochanej przez nas osoby tak, jak stereotypy i koleżanki/koledzy każą; nie katujmy się piramidalnymi przygotowaniami do spotkania. Dajmy tej osobie to, kim naprawdę jesteśmy (jak nie chce to niech spada - przyp. mój, nie mądrość z książki). 




Wiadomo, że tematy miłosnej relacji się pojawiają, i to nie w okresie dojrzewania. Czy mówienie o tym w kategoriach "ślubu", "całowania w usta", szeroko pojętych "księżniczki" i "księcia", różu i krygującego się zawstydzenia może być szkodliwe dla pojęć, jakie dziecko w tej kwestii buduje?
Nie jest dla mnie problemem wyjaśnienie, skąd się biorą dzieci, ale takie opowiedzenie o różnorodnych formach miłości, aby pokazać, że jest tak dużo fajniejszych rzeczy niż brokat i chichot. Próbuję mówić o tym, że można kochać różne osoby na różny sposób, też rzeczy, pojęcia, miejsca...
Że daje to spokój i dużo siły...
...jak próbowałam starszemu czytać "Tonio Kroegera" to zasnął, no jak mógł, jak mógł...!


środa, 15 maja 2013

Literatura hardcorowa


Czytam aktualnie na głos "Braci Lwie Serce" Astrid Lindgren. Kto nie zna, niech posłucha, jak dalekie jest to od sielanki Bullerbyn. Jestem ogromnie ciekawa Waszych opinii o samej książce i o zderzeniu książki z dzieckiem.
Bałagan na biurku nie powstał na potrzebę zdjęć, żeby nie było nudno czasem przekładałam książkę w inną jego część...

Otóż tak.
Utwór spina hardcorowa klamra kompozycyjna. Jest dwóch braci, młodszy poważnie chory, wręcz umierający i starszy piękny, mądry, obiecujący. Wszyscy włącznie z młodszym (Karol) wiedzą, że jego śmierć jest nieunikniona. Starszy (Jonatan) kocha braciszka i pociesza jak może. Pewnego dnia wybucha w ich domu pożar i krzyżuje losowi szyki, bo starszy bierze młodszego, nie mogącego uciekać na plecy, skacze z nim przez okno i ginie. Ta sama sytuacja wydarzy się na końcu książki, tylko w wykonaniu młodszego. Póki co jest on jednak coraz słabszy i koszmarnie tęskni za bratem.


Wreszcie umiera i trafia do baśniowej krainy, gdzie jest już oczekujący go Jonatan. Bracia żyją przez jakiś czas w niezmąconej sielance, wśród zwierząt domowych i dzikiej przyrody, jeżdżą konno i kąpią się w rzece, bo Karol jest już zdrowy.


Niebawem okazuje się, że nie wszystko jest takie różowe. Dolinę obok zagarnął tyran, terroryzuje mieszkańców, a Jonatan jest, jak się okazuje, przywódcą ruchu oporu. Nie mówił Karolowi by go nie martwić.
I tu zaczynają się wyraźne dla dorosłego odwołania do drugiej wojny światowej. W okupowanej sąsiedniej dolinie obowiązuje godzina policyjna, następnie buduje się mur odgradzający od reszty krainy. Co jakiś czas tyran przyjeżdża by podnieść morale swoich żołnierzy i siać postrach, jak to mówią. Podczas jednego z takich spędów na rynku ma miejsce egzekucja człowieka, który się sprzeciwił. Brat zasłania Karolowi (i czytelnikowi) oczy, ale żołnierz i tak uderza desperata mieczem... Jest też motyw zdrajcy, noszenia jedzenia do getta i parę innych, jednoznacznie się nam kojarzących.


Jonatan odjeżdża organizować powstanie a Karol cierpi z samotności i strachu o niego. 


Wreszcie przełamuje cechującą go lękliwość i odnajduje brata po różnych dramatycznych wydarzeniach. Dochodzi do swoistego Armegedonu, powstańcy walczą z żołnierzami i smokiem tyrana.


Zwyciężają, ale wielu ginie a Jonatan jest ciężko ranny. Jego brat obserwował bitwę przez okno więc jest zdrowy, choć pokieraszowany psychicznie po tym, co widział. I tu następuje scena, o której wspominałam na początku. Fachowo nazywa się to samobójstwo rozszerzone...  Chłopcy giną i trafiają do kolejnej, sielankowej krainy...


 Mówcie, proszę, co myślicie. Może ktoś pamięta, jak sam reagował na tą książkę? Póki co (nie skończyliśmy jeszcze) mogę powiedzieć, że reakcją u nas jest słuchanie z przejęciem, ale bez skrajnych objawów i bardzo fajna moim zdaniem uwaga, że aż trudno uwierzyć, że tak różne książki napisała ta sama osoba...