Lubię jeść i gotować, miło jest robić obie te rzeczy z dziećmi. Jeszcze milej bez dzieci, na spokojnie, ale to chwilowo nie wchodzi w grę.
Unikam takich książek kucharskich dla dzieci, które robią sobie z jedzenia szopkę, gdzie wszystko musi być łódeczką z żagielkiem, myszką czy czymś takim, a czego symbolem jest chyba sławny uśmiech keczupowy na kanapce... Jedzenie to jest kurde jedzenie, a nie show. Ma być zdrowe, smaczne i ładnie podane. I estetycznie zjedzone...
...wcale nie jestem tyranem, wcale, wcale...
Miałam okazję poznać Autorkę serii kucharskiej na targach we Wrocławiu. Była to oczywiście tylko przelotna rozmowa, a bliższe zbliżenie jednostronne nastąpiło po dokładnej lekturze.
Seria ujęła mnie. Przywołała klimaty dzieciństwa, że tak górnolotnie powiem. Przywołała takie klimaty, że się siedzi w kocyku w prawie pustym domu, słucha swojskiej ciszy, cieszy, że się nie idzie do szkoły, pije coś pysznego i ciepłego, obok stosik książek. To klimat ciepłych, powyciąganych skarpet, nieskrępowania, świętego (w głębokim sensie) spokoju, brania zwierzęcia do łóżka, obserwowania prababci siedzącej przy oknie w kuchni.
W książkach Joanny Krzyżanek dziewczynka Cecylka i jej gąska (mówiąca) przygotowują proste, niewymuszone potrawy z normalnych składników. Biorą w tym udział też sąsiedzi. Opowiadania o tym, co zainspirowało je do danej potrawy, przeplatają się z przepisami. Fotografie zaaranżowane w nastroju cudownej (w głębokim sensie) normalności z zabawek, ręczników, domowych, spranych bieżników itp. Potrawy posegregowane są wg kolorów. Gorąco polecam tą serię. Jestem nawet w stanie kupić ją w naszej taniej księgarni i przesłać komuś, kto nie ma do niej dostępu:)
11 komentarzy:
Nie znałam jej, wygląda super, zaraz sobie pogugluje co to za wydawnictwo i dorzucę do "must have".
To ta: http://ksiegarnia.jednosc.com.pl/product_info.php?products_id=930
W merlinie i empiku książka niedostępna.
Gdy zobaczyłam makietę Knedelkowa, od razu pomyślałam, czy jest tam synagoga? :) No wiem... :)
Potem zaś przyszło mi do głowy, że gdyby Knedelkowo uczynić miasteczkiem ekumenicznym i dołożyć jeszcze cerkiewkę i meczet, to można byłoby w książce prezentować przepisy także innych, niż polska kuchni.
Zacznijmy od tego, że jestem fanką Twoich etykiet;) "Jedz ładnie" jest zaraz za "nie mam na imię Mama" ;) Ale to tylko tak na marginesie. Dziękuję za wzięcie Cecylki na warsztat. Pierwsze wydanie było w postaci jednego wielkiego tomiszcza, ale wygląda na to, że podział na kolory ma swoje zalety. Chodziło mi od dawna po głowie, żeby zakupić i podarować siostrzenicy (lat 6). No i zrobię to na pewno:)
Bobe Majse - jest luka na rynku (nie chodzi mi w tym wypadku tylko o rynek z makiety Knedelkowa);) I książka wcale nie musiałaby być kucharska ;)
Bobe Majse, Knedelkowo wygląda na takie, co to ma synagogę, i to najprawdopodobniej czynną. Co do meczetu i cerkwi - myślę, że są w sąsiedniej wiosce.
Uważam, że powinnaś skontaktować się z Autorką.
POWAŻNIE.
Zrób to zrób to zrób to TERAZ!!!!
Whiteboat - powinna spodobać się sześciolatce. O ile jej oddasz.
Dzięki dziewczyny za uwagę i Wasz czas:)
A gdyby inspiracji było jeszcze mało - inna makieta innego miasteczka z innej "bajki": http://www.youtube.com/watch?v=IrxjdoyckkY&feature=related
to Cecylka jest do kupienia w Taniej książce?? Czaję się na nią już od dłuższego czasu:) wydana jest całkiem nieźle i pewnie prędzej, czy później ją kupię. pozdrawiam
W tej na Wita Stwosza. Chyba że już wykupiona.
Mamy chyba z sześć Cecylek i bardzo lubimy:) Natomiast nie rozumiem awersji do "Kuchni pełnej cudów", myszki z sera, łódki z jajek i domki z awanturki to genialny sposób na niejadki! A i dla mnie - gotującej mamy - fajnie jest się pobawić jedzeniem. Jedzenie to wcale a wcale nie tylko jedzenie, smutno by było, gdyby tak było;) A już szczególnie, kiedy ma się kilka lat... Pozdrawiam!
O, i własnie doczytałam, ze też robiliście papier czerpany z pudełek po jajkach, my właśnie wyprodukowaliśmy walentynkowy:)
P.S. Cecylki tanio (po kilka zł) kupiłam na Allegro.
Lady Ago,
no oczywiście to nie tak, że jedzenie to tylko jedzenie:), ale jest jednak pewna - dość szeroka - granica, za którą źle się czuję. Po drugiej stronie granicy jest np. niewątpliwie szynka robiona tak, że jej plasterki są z różnych odcieni szynki, co układa się w misia lub Boba Budowniczego. Dla mnie nie do przeskoczenia, ze względu na totalny brak szacunku dla zwierzęcia-dostarczyciela szynki (wiem, że to brzmi dziwnie). Nie do przeskoczenia jest tez przyzwyczajenie dziecka do show na talerzu - przecież ta czynność tak nie wygląda. Staram się podawać estetycznie, z dodatkami, przybraniem, ale w sumie robię tak też serwując dorosłym. Od czasu do czasu urządzam różne happeningi z drzewami z brokułów itp., ale podkreśla to raczej wyjątkowość okazji niż jest standardem "jedzenia dla dziecka".
A "Kuchnię pełną cudów" wspominam z sentymentem, jednak nie chciałabym tak podawać na co dzień.
Prześlij komentarz