niedziela, 3 października 2010

Kombinowanie, żeby rodzeństwo się lubiło

  Było to moją główną troską, gdy planowałam drugą ciążę. Wiadomość, że w brzuchu jest dzidziuś, który jest wielkości biedronki i pływa w wodzie przyjął bez zastrzeżeń, choć przyznacie chyba, że jest dość odjechana. Rozwaliło mnie, jak ufnie uwierzy w każdą bzdurę wypowiedzianą przez nas (dorosłych)... I tu zrobię szufladkę czy też tunelik do innego tematu: mało co mnie tak denerwuje, jak wciskanie dziecku bzdur. Zapewne nie raz do tego wrócę.

Przez całą ciążę pokazywałam mu zdjęcia płodów w Internecie, ale bez przesady, by nie zmęczyć tematem. Pomagała mi też książka ze znanej serii "Obrazki dla maluchów". Publikacji tego typu jest mnóstwo, zwróciłam uwagę na pewien, nie zawsze korzystny, fakt - część z nich opisuje również zazdrość czy niechęć wobec młodszego rodzeństwa, a nie musi ona wystąpić i może lepiej wspomnieć o tym i przepracowywać, ewentualnie z książkami, jeśli już wystąpi. Mówienie o tym wcześniej może zasugerować dziecku takie uczucie. U nas np. nie wystąpiła, zauważyłam natomiast pewne wahanie, czy nie powinno się tak zachowywać. Podobnie książka o pójściu do dentysty "wmówiła" mu dziurkę. Co akurat nie było jakieś niepożądane.


Najbardziej newralgiczny wydawał mi się moment przyniesienia dzidziusia do domu po poprzedzającej to rozłące. Zaplanowałam swoją nieobecność ze szczegółami i mnóstwem planów B i F, bo nie można przecież wiedzieć, ile się w szpitalu zabawi (ostatecznie zwiałam po dwóch dniach). Oczywiście wszystko zaczęło się sypać gdy przyszło co do czego, ale młody i tak się świetnie bawił i - przygotowywany od kilku miesięcy - rozumiał, co się dzieje i dlaczego.  Sam moment postawienia przed nim gondolki przebiegł rewelacyjnie, a potem - i tu następuje NASZ PATENT - był miesiąc intensywnego zajmowania się STARSZYM dzieckiem, przeróżne atrakcje, więcej niż zwykle czasu razem, prezenty itp. Młodszy w tym okresie jest przecież dość bezobsługowy i o ile nie jest chory, je i śpi. Nie przeszkadza. Starszy szybko nabrał pewności, że młodszy nie jest konkurencją.

Rozważałam też patent stosowany przez wielu rodziców - przyniesienie razem z noworodkiem jakiegoś wielkiego, specjalnego prezentu niby od małego. Przykłady znajomych potwierdzają, że to działa. Nie zdecydowałam się jednak, bo nie chciałam odpowiadać na potencjalne pytanie, jak noworodek wybrał prezent, skoro nie mówi, nie chodzi, źle widzi i, jak wszyscy ciągle powtarzają, niewiele jeszcze rozumie i musi się dopiero nauczyć. I wymyśliłam taką właśnie alternatywę.

W ostatnich tygodniach ciąży wkroczyła też laleczka-dzidziuś, która jest przyczynkiem do kolejnego, bliskiego mi tematu, mianowicie czy chłopiec potrzebuje wózka i lalki. Dla mnie jasne jest, że tak, bo zabawa w zajmowanie się kimś jest odpowiedzią na opiekuńczość, która jest w ludziach niezależnie od płci. Przecież wszystkie chyba oczekujemy od faceta opiekuńczości, czemu więc mali chłopcy mają sztucznie ograniczany jej rozwój? Co by nie było, synek zgłosił raz chęć posiadania lalki i akurat miło zbiegło się to z przygotowaniami do przyjęcia rodzeństwa. Głównie lalkę leczył, przewijał i pocieszał. Udało mi się pstryknąć trening i jego skutek:



A teraz lala jest pożyczona innej oczekującej drugiego dziecka mamie chłopca. Który wozi ją w wózku i przebiera.

Zrobiłam pewien błąd - nie powiedziałam wyraźnie, że mały nie będzie na początku partnerem do zabaw, a na to starszy liczył. Rozczarował się niepotrzebnie. Udało mi się to rozwiązać podkładając głos pod małego, w ten sposób do tej pory toczą dialogi i choć starszy wie, że to ja gadam małym, wchodzi w ten dialog zupełnie na poważnie. Dziękują sobie i się przepraszają, pytają, czy wolno i czy maja na coś ochotę... Wymyślałam też bajki, w których dzidziuś, pomimo swojej dzidziusiowatości, zachowywał się jak dorosły, np. uciekał nam, wsiadał do samochodu i jechał na lody. Śmieszyło go to ogromnie i wyraźnie pomagało w zaakceptowaniu dzidziusia - niby-łobuza. Do tej pory młody ma taka rolę, co oczywiście jest kolejną moją troską, o pewne zaszufladkowanie:))))) Nie jest to jednak rola jedyna, więc jest jakby OK. Nie żebym mówiła hop.

Drugim błędem było założenie, ze druga ciąża minie tak samo lajtowo jak pierwsza. Szpilki w 9 mscu, żadnych dolegliwości. Tymczasem oczywiście tak nie było, miałam kłopoty z poruszaniem się i wyrzuty sumienia, że nie mogę się zająć starszym jak do tej pory. A trzeba było to przewidzieć i zapewnić sobie pomoc. Tyle wymądrzania się.




Brak komentarzy: