Ostatnio chodzi mi po głowie pewna myśl - dzieci, które teraz latają po ulicach, będą (są) pierwszym pokoleniem dzieci, których rodzice piszą o nich blogi. Zjawisko jest tak powszechne, że być może będą zadawane prace domowe typu: "Ja w oczach moich rodziców - zmiany w świadomości społeczeństwa ostatniej dekady" na podstawie bloga o sobie. A potem te dzieci dorosną, pójdą do pracy, i każdy przy odrobinie wysiłku będzie mógł wygooglać ich blog z dzieciństwa. Wszystkie intymne wydarzenia, takie jak chwile czułości z rodzicami lub misiem, historie choroby, traumy, lęki i humorzastość. Sukcesy, porażki i znajomi w szkole.
No ja nie wiem. Nie sądzę, by mi się to spodobało, gdybym była takim dzieckiem. Jak również myśl, że przez całe dzieciństwo chodził za mną paparazzi. Przecież dziecka nikt nie pyta o zgodę o opublikowanie zdjęcia z nim. A znajomego raczej poprosilibyśmy... Pomyśleliście o tym? Ten blog to jeszcze pół biedy, ale ludzie dokumentują niekiedy tydzień po tygodniu.
Chyba ograniczę dostęp, gdy mali będą więksi.
8 komentarzy:
Bez obaw, Saro! Za kilka lat już nikt nie będzie o blogach pamiętał. Wymrą śmiercią naturalną lub zepchniemy je w kąt jak wywoływanie zdjęć i układanie ich w albumach, jak odręczne pamiętniki z małymi kluczykami.
Za parę lat przyjdzie nowa moda na komunikowanie. Ja mam np. pomysł na przyklejane mini kamerki na czoło dorastającego dziecka abym zawsze wiedziała gdzie jest, co widzi i z kim rozmawia.
;)))
aga
Też myślałam o takiej kamerce, ale żeby przyczepić kotu i wpuszczać w trudno dostępne opuszczone domy:)
Wymyśliłam też robienie zdjęć oczami w przyszłości, czyli że na zdjęciu jest dokładnie to, co dana osoba widzi. Możliwy podkład myślowy.
To tyle z science fiction, idę jeść obiad:)
Słuszne spostrzeżenia. Myślę, że blogi "dokumentujące" dzień po dniu życie dziecka rodzice powinni prowadzić na hasło, dla wybranych, dopuszczonych w kontrolowany sposób osób, albo w ogóle tylko dla siebie, bez jakiegokolwiek dostępu.
Ograniczenie dostępu, gdy dzieci dorosną też jest dobrym rozwiązaniem. A o ew. upublicznieniu zdecyduje samo dziecko, jako... dorosły.
Tak samo powinno być z religią. Nie chrzest (czy inny obrządek), gdy dziecko leży w beciku, ale świadomy wybór (lub jego brak) religii przez dorosłego człowieka.
Zastanawiam się nad najwłaściwszym rozwiązaniem. Sama nie mam potrzeby publicznego dokumentowania życia dziecka więc po prostu nie musiałam o tym myśleć. Ten blog ma np. na celu wymianę pomysłów i poglądów na hodowlę dziecka, siłą rzeczy dobrze mu robi, gdy odwiedza go jak najwięcej osób. Nie da się jednak, prowadzić go i zupełnie abstrahować od konkretnych doświadczeń z konkretną, dziecięcą osobą. Coś trzeba wymyślić.
Co do religii, mam mieszane uczucia. Z jednej strony nie sposób nie przyznać Ci racji. Z drugiej naturalne jest, że wychowując dziecko przekazujemy mu swój świat i chcemy to robić. W ten sposób dziedziczy się pewne poglądy. Teoria moja, zbudowana na obserwacji o wątpliwej jakości, ale, ale, coś w tym pewnie jest - takie rzeczy jak antysemityzm, szacunek lub jego brak dla pracy umysłowej, stopień sztywności poglądów przechodzi z pokolenia na pokolenie, często bezrefleksyjnie. Efektem tego są np. poglądy zarezerwowane stereotypowo dla starszych osób wśród bardzo młodego pokolenia. Po prostu w rodzinach panuje pewien klimat, który uważamy za swój i nie chcemy/trudno nam się go wyrzec. Nienaturalne byłoby wychowywanie dziecka ze świadomym wykasowaniem jakiegoś z ważnych dla nas aspektów. Chyba po prostu nie da się tego zrobić.
(Jako że pytanie zadała Bobe Majse, przyszło mi na myśl świadome zatajanie przed dzieckiem żydowskich korzeni i konsekwentne w to brnięcie, ale to oczywiście zupełnie inna historia. Zupełnie inną historią jest też popularne niestety w naszym kraju chrzczenie dziecka, które ma się zamiar wychowywać w ateizmie. Znam kilka par takich rodziców i trudno mi zachować szacunek, jaki miałam do nich przed tą decyzją.)
Sama ochrzciłam oba dzieciaki (tzn. nie osobiście:) będąc osobą wierzącą. Uznałam to za naturalne, skoro i tak planuję przekazywać im takie klimaty. Zawsze można z każdego Kościoła wystąpić, z czym się jak najbardziej liczę. Zobaczymy, co same będą miały kiedyś na ten temat do powiedzenia.
Przypuszczam, że jak zawsze w sprawach religii należy każdy przypadek i każdą decyzję traktować niezwykle indywidualnie. Moja była właśnie taka. Okaże się po latach, czy krzywdząca. Zobaczymy - jestem strasznie tego ciekawa; oczywiście nie zamierzałam zrobić nikomu krzywdy;)
Wspomniałaś o opuszczonym domu. Znam bloga śledzącego historię pewnego. Myślę, że może Cię zainteresować.
I cały blog warty poczytania.
aga
http://hellmanns.fotolog.pl/sypie-sie-dalej,2000149,link.html
Prowadzę dzieciom bloga ale właśnie zamkniętego, tylko dla nich i dla nas, by zatrzymać i zapamiętać chwile.
Co do religii, jestem Twojego zdania Saro.
Witam:-)
Trudno się z Tobą nie zgodzić. Sama prowadzę bloga z życia mojego malucha. Ma być przede wszystkim pamiątką dla niego. Poza tym - nasza rodzina oraz przyjaciele rozrzuceni są po całym świecie, a ponieważ przyjście na świat naszej kruszyny było (z różnych względów) ważnym dla nich wydarzeniem, więc blog był jedynym ratunkiem przed opowiadaniem kilkanaście razy tej samej historii.
Zatem zaczęło się niewinnie, tylko nikt z nas nie przewidział, że zainteresowanie blogiem może rosnąć...
Z jednej strony mnie to cieszy, z innej - martwi. Zgadzam się z Agą, że blogi wymrą śmiercią naturalną. Poza tym blog można skasować.
Chyba najlepszym wyjściem jest ograniczenie dostępu, o czym coraz częściej myślę.
Ale... z kolejnej strony - sama jestem stałym czytelnikiem kilku blogów, np. Agi ;-) i byłoby mi cholernie przykro, gdybym pewnego dnia zastała zamknięte drzwi :-(
Trudny orzech do zgryzienia.
Pozdrawiam - stała "podczytywaczka" - M.
No tak, szkoda kasować, pewnie nie tylko czytelnikom, ale i samym prowadzącym - w końcu to sporo pracy i wspomnień. Takie opisujące dzieciństwo mają sens z kluczykiem dla rodziny i przyjaciół. W sumie nie wiadomo jednak, czy kluczyk nie zostanie przekazany dalej (popadam w paranoję). Z drugiej jednak strony pomyślałam sobie, że jeśli komuś nie przeszkadza taki ekshibicjonizm i uważa, że nie będzie też przeszkadzać dziecku, to czemu w sumie nie - niech sobie pisze publicznie. Ja bym się nie zdecydowała, ale przecież na szczęście jesteśmy różni.
Trudno mi sobie wyobrazić, że blogi się przeżyją, nawet nie przyszło mi to do głowy, choć pewnie macie rację. Co nie zmienia faktu, że będą gdzieś tam w sieci, zapewne też jako obiekt badań.
Pozdrawiam Was wszystkich z całego serca i z Wrocka o tak niskim ciśnieniu, że od trzech dni nic tylko sen zimowy.
Prześlij komentarz